Klub bez portu.Trzy lata pod wiatr.
Toruń nie kandyduje do żeglarskiej stolicy Polski. Jedynym akwenem wodnym nadającym się do uprawiania żeglarstwa jest Port Drzewny. Stanowi on odnogę Wisły i połączony jest z nią kanałem. Powstał na początku XX w celu spławiania drewna i jako jego zimowa przechowalnia. Tu też zaczęła się moja przygoda z żeglarstwem. Przez pół roku trenowałem w klubie Wiking ale nasza grupa się rozpadła. Właśnie wtedy tata zapisał mnie do pobliskiego klubu TKŻ. O perypetiach mojego klubu w ostatnich trzech latach poświęcam ten wpis.
Gdy dołączyłem do TKŻu bazę klubu stanowił mały hangar obok hotelu. Trenowaliśmy oczywiście w Porcie Drzewnym. Nie jest to wymarzony akwen do trenowania żeglarstwa regatowego. Po pierwsze jest on niezbyt duży. Wielkość akwenu nie była jedynym problemem. Największym problemem były kłopoty z wiatrem i płycizny. Port znajduje się w niecce i jest otoczony wysokimi drzewami. Jak jest słaby wiatr to odkręca się nawet o 180o. Czasami jak była susza, to można było przejść z brzegu na brzeg zanurzając się najwyżej po pas. Były nawet takie miejsca gdzie nie było wcale wody. Raz jednak podczas powodzi było tyle wody, iż problemem nie były płycizny, tylko płot wystający z wody który nie pozwalał wpłynąć na akwen. Mimo tych kłopotów nie było źle, ponieważ często jeździliśmy na treningi do Gdyni i Pucka. Byłoby pewnie nadal dobrze, gdyby nie zakazano nam wynajmować hangaru, ponieważ chciano rozbudować pobliski hotel. Musieliśmy opuścić Port Drzewny.
Pomocy udzielił nam klub Włókniarz z Chełmży (miasto 20 km do Torunia ). Wynajęliśmy tam hangar. ”Przeprowadzka” jednak nie była zbyt łatwa, gdyż odbywała się zimą. Nie dosyć, że było śniegu po pas to jeszcze, drzwi od hangaru zamarzły i nie chciały się otworzyć. Na szczęście jakoś sobie poradziliśmy. Zmiana portu jednak wyszła nam jedynie na lepsze, gdyż Jezioro Chełmżyńskie jest większe i głębsze. W Chełmży trenowałem przez ostatni rok w grupie B oraz na początku grupy A. Jednak na tym nie skończyły się nasze problemy. Obok naszego hangaru odbywał się remont drogi. Pracownicy remontujący drogę podkopali fundamenty i ściana hangaru runęła. Na szczęście nie było nikogo w środku, a większość sprzętu był poza hangarem. Łódki które były w środku wyciągnęli strażacy. Działo się to podczas regat we wrześniu zeszłego roku. Nasza baza przestała istnieć, a my musieliśmy poszukać sobie innego miejsca.
Tymczasową bazę znaleźliśmy w podziemnym magazynie jednej z toruńskich firm. Mam nadzieję, że uda się nam przeczekać tam zimę. Pod koniec sezonu na treningi zaczęliśmy jeździć do Zalesia, na drugi koniec Jeziora Chełmżyńskiego. To miejsce bardzo przypadło nam do gustu. Jest tu fajna plaża, a przede wszystkim dobre warunki do żeglowania. Na wiosnę będziemy się starali pobudować tu hangar. Mam nadzieję, że w Zalesiu uda nam się zostać na dłużej.